
Wydawnictwo Znak
Kraków 2025
Projekt okładki
Paulina Piorun
Fotografia na okładce
Andrzej Hulimka / REPORTER / East News
Wybór i opracowanie
Adam Gutkowski
Redaktorka nabywająca
Katarzyna Węglarczyk
Redaktorka prowadząca
Marta Brzezińska-Waleszczyk
Promocja
Ewelina Juszyńska
Korekta
Barbara Gąsiorowska
Katarzyna Onderka
Łamanie
CreoLibro
Copyright © by Helena Kaczkowska & Józef Kaczkowski
Copyright © for the introduction by Katarzyna Olubińska-Godlewska
© Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2025
ISBN 978-83-8427-023-3
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl
Wydanie I, Kraków 2025. Printed in EU
Mówi się, że przypadek to drugie imię Boga. To wszystko wydarzyło się właśnie niby przypadkiem. Dokładnie pamiętam swoje zdziwienie, kiedy tego dnia zadzwonił telefon i w słuchawce usłyszałam propozycję: czy poprowadzę koncert rockowy w Hospicjum w Pucku?
Czy ja się nie przesłyszałam? A może ktoś sobie ze mnie żartuje? Okazało się, że aktor, który miał poprowadzić to wydarzenie, jednak nie może i organizatorzy szukają zastępstwa. Nigdy wcześniej nie byłam w hospicjum. Bałam się trochę tego miejsca. Nie miałam pojęcia, czego się mogę spodziewać. Jednak czułam całym sercem, że jest to zaproszenie, którego nie można odrzucić. Byłam też ciekawa, jaki jest ten ksiądz Jan, o którym tyle wcześniej słyszałam. W ten sposób moje drogi skrzyżowały się z jedną z najbardziej niezwykłych, nieoczywistych, zaskakujących i wyjątkowych osób, jakie mogłam spot kać: z księdzem Janem Kaczkowskim, dyrektorem Puckiego Hospicjum, który miał też zostać moim współprowadzącym na scenie.
Od pierwszych chwil, kiedy przekroczyłam próg hospicjum, wszystko, dokładnie wszystko było zupełnie inne, niż sobie wyobrażałam. Ksiądz Jan przywitał mnie w drzwiach szarmanckim zamaszystym gestem, zaprosił do środka i zaczął opowiadać o tutejszych zwyczajach i ludziach. Czuć było od razu, że to miejsce jest mu szczególnie bliskie i że jest z niego dumny. Pierwsze,
co rzuciło mi się w oczy po wejściu, to kolorowe akwarium i świeca na pianinie; dowiedziałam się, że zapalano ją, kiedy ktoś odchodził. Ksiądz oprowadzał mnie po korytarzu niczym po najpiękniejszej paryskiej wystawie sztuki. Tak się właśnie czułam. Może to sprawiły zdjęcia autorstwa wybitnego fotografa Damiana Kramskiego wiszące na ścianach, o których symbolice tak pięknie mi opowiadał, a może to klasa i błyskotliwość, którymi emanował? Przechodząc przez korytarz, wchodził do kolejnych sal. Witał się ciepło z pacjentami, żartował, pytał o zdrowie. Przy jednym z łóżek usiadł na dłużej. Mówił coś cicho i delikatnie gładził dłoń staruszki. Odsunęłam się bezszelestnie w głąb korytarza i czekałam. Później podeszliśmy do ostatniego zdjęcia w korytarzu. Była to panorama Manhattanu widziana od strony rzeki Hudson. Przy tym zdjęciu ksiądz ściszył głos. Mówił o perspektywie nieba, o wieczności, o przestrzeni. Patrzył na zdjęcie trochę nieobecny, zamyślił się. Milczeliśmy przez chwilę, zanim ruszyliśmy dalej i otworzył kolejne drzwi. Za nimi kryła się kuchnia, w której zobaczyłam uśmiechniętego chłopaka krzątającego się przy obiedzie.
Co mnie najbardziej zaskoczyło tamtego dnia, to że ludzie dookoła byli tak pogodni i uśmiechnięci. Żadnych markotnie spuszczonych spojrzeń, narzekania, pretensji ani smutku. Zobaczyłam miejsce tętniące życiem. Mijaliśmy kolejne osoby w drodze do gabinetu, w którym zostałam poczęstowana herbatką. Pijąc ją w ładnej białej filiżance, przyglądałam się, jak ksiądz Jan odbiera
dziesiątki telefonów, jednocześnie coś podpisując, dyktując i załatwiając. Sprawiał wrażenie człowieka, który się nie zatrzymuje, który nie traci ani sekundy.
Koncert wyjątkowo się udał, publiczność dopisała, mnie co prawda zjadła trochę trema, ale ksiądz nie pozwolił nikomu tego zauważyć. W ostatnim momencie dyskretnym szeptem podrzucał nazwiska ważnych gości, które niemal przekręciłam. Grał zespół Luxtorpeda i młodzi wolontariusze w żółtych koszulkach hospicjum szaleli pod sceną zachwyceni. Widać, że czuł się z nimi bardzo swobodnie. W przerwach między utworami z humorem dorzucał swoje komentarze.
Kiedy dziś myślę o tym pierwszym spotkaniu z księdzem Janem, wracają tamte obrazy i emocje, zdumienie, które mnie nie odstępowało, i pewność, że stanął na mojej drodze Ktoś, kto wymyka się wszystkim szufladkom, Ktoś zupełnie wyjątkowy. Jestem wdzięczna, że mogłam poznać księdza Jana i jego niesamowitą Rodzinę i Przyjaciół, że miałam możliwość zjeść z nim kilka wyśmienitych obiadów, przeprowadzić kilka wywiadów, ale jeszcze bardziej cieszę się z tych zwykłych rozmów bez kamer, które wspominam dziś słowo po słowie, klatka po klatce, jak ulubiony film. Obserwując pędzący świat, w chwilach ważnych albo wtedy, kiedy brakuje mi słów, łapię się na tym, że rozmyślam: ciekawe, co by na to wszystko powiedział ksiądz Jan? Bo z pewnością miałby do powiedzenia coś, co rzuciłoby zupełnie inne światło na sprawy. Wracam do książek, uśmiecham się po raz kolejny, czytając dedykacje. Czasami niektóre
myśli księdza Jana przychodzą do mnie nieoczekiwanie nieproszone, jak wskazówka z nieba, jak igła, która spuszcza powietrze z nadmuchanego balonu niepotrzebnych frazesów, a najczęściej wraca do mnie to słynne już zdanie: „Zacznij żyć już dziś. Masz mniej czasu, niż ci się wydaje”.
Mówi się, że przypadek to drugie imię Boga. Może nie przez przypadek trzymasz dziś w rękach tę książkę…
Niech myśli, cytaty, słowa zebrane w tym tomie będą dla
Ciebie wskazówką, niech wleją nadzieję i otuchę, niech
Cię otulą jak ciepły koc, niech ksiądz Jan szepnie Ci je dziś do ucha, do serca.
Katarzyna Olubińska-Godlewska